niedziela, 28 grudnia 2014

O kochających za bardzo...

Kończę czytać książkę Robin Norwood "Kobiety, które kochają za bardzo". Autorka jest amerykańską psychoterapeutką specjalizującą się w terapii rodzin. Powodem sięgnięcia po tę lekturę były moje spotkania i rozmowy z kobietami w różnym wieku kochającymi za bardzo... Najkrócej można powiedzieć, że książka opisuje mechanizmy sprawiające, że kobiety angażują się bez reszty w destrukcyjne relacje z niedojrzałymi emocjonalnie mężczyznami. I nie chodzi o to, że kochają zbyt wielu mężczyzn, ale o to, że ich "miłość" do mężczyzny staje się obsesją rujnującą ich własne życie. Oczywiście, mogą się zdarzać również mężczyźni kochający za bardzo, choć wydaje się, że zjawisko jednak częściej dotyczy kobiet. Cóż - uwarunkowania kulturowo-obyczajowe...

Chciałabym się podzielić pewnymi myślami zaczerpniętymi z tej  - z pewnością kontrowersyjnej - lektury.
Jedna z tez stawianych przez autorkę brzmi : korzenie syndromu "kochania za bardzo" tkwią w dzieciństwie, które przebiega w rodzinie dysfunkcyjnej.
Oczywiście słyszeliśmy to określenie i mamy następujące skojarzenia: dom z problemem alkoholowym, rodzina patologiczna, nałogi, dysfunkcja społeczna ...
R. Norwood używa równolegle innego określenia - rodzina chora, która nie funkcjonuje prawidłowo. Główną cechą takiej rodziny jest to, że wszyscy jej członkowie sztywno odgrywają swoje role, a ich wzajemna komunikacja ogranicza się tylko do tych ról. 
W każdej rodzinie są role i to samo w sobie nie stanowi problemu.
Problem wynika z utraty elastyczności, czyli tego, że role stają się sztywnymi wzorcami, niezmiennymi. Stają się swego rodzaju sposobami na życie, zarówno w rodzinie, jak i poza nią. 

Chciałabym teraz  - po krótce - opisać najbardziej typowe role kobiet. Wzorce tych ról powstałe jeszcze w dzieciństwie często trzymają w  okowach dorosłe kobiety odbierając im radość i równowagę oraz uniemożliwiając podjęcie pełnej odpowiedzialności za własne życie.

WYBAWCA - tę rolę charakteryzuje nieustanne opiekowanie się innymi we własnym chaotycznym i/lub spustoszonym emocjonalnie życiu; opieka czyli kierowanie innymi, wpływanie na nich, żeby nie powiedzieć rządzenie nimi daje spokój i przynosi akceptację samej siebie. Kobiety - wybawcy postępują tak z członkami własnej rodziny, przyjaciółmi, współpracownikami...wszędzie...

PROKURATOR - to często zagniewana od dzieciństwa, szukająca odwetu, wojownicza kobieta, która zajmuje się przede wszystkim wyszukiwaniem błędów, wytykaniem ich i ustawianiem spraw i osób na właściwym miejscu... wymaga błagań o przebaczenie, może nie być tego świadoma, ale chce karać innych za bolesne chwile z dzieciństwa lub młodości.

OFIARA -jako dziecko była pozbawiona wyboru, tyranizowana, manipulowana, rozgrywana przez innych; była bezsilna, wydana na pastwę innych i tak przywykła do tej roli, że nie pomyśli nawet, że jako dorosła ma w sobie dość siły by się uwolnić...w tej słabości dorosłej kobiety często kryje się tyrania...

Każda z tych ról odtwarzana sztywno w dorosłości będzie determinować stosunki z innymi.
Zachęcam do rozprawienia się ze zbędnym bagażem przeszłości i wzięcia własnego życia w swoje ręce...




środa, 24 grudnia 2014

Boże Narodzenie 2014

Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju. Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic na tronie Dawida i nad Jego królestwem, które On utwierdzi i umocni prawem i sprawiedliwością, teraz i na wieki.

Księga Izajasza 9, 5-6




Najserdeczniejsze życzenia dla Was wszystkich czytających mojego bloga :)
Aby Ten, który nadchodzi zastał otwarte drzwi Twojego serca.

Aga

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Najlepszy prezent dla dziecka - kochający się Rodzice

Gorączka przedświąteczna nabiera rozmachu. Wszyscy na wszelkie możliwe sposoby próbują tworzyć "magię" nadchodzących Świąt. Prezenty, choinki, dzwoneczki, "mikołaje" i sztuczny śnieg ze styropianu...bo ten prawdziwy nie raczył nawet poprószyć. Wszyscy myślą o upominkach. Rodzice kombinują jakim prezentem zaskoczyć swoje dzieci. No i sami wiecie co jeszcze :)

Drażni mnie mówienie o magii tych Świąt. Wolę prawdę o Bożym Narodzeniu.
I tak samo jak nazywanie go Gwiazdką lub  "tymi Świętami z prezentami" nie oddaje w najmniejszym stopniu, ani istoty, ani powodu ich obchodzenia. Tak samo nawet najbardziej wypasione prezenty, najbardziej zaskakujące i liczne nie zastąpią dziecku tego jednego najważniejszego i najcenniejszego podarunku, jakim zawsze są Rodzice, którzy się kochają w sposób odczuwalny i widoczny.
Rozpakowywany właśnie prezent daje chwilowe poczucie szczęścia, czasem spowoduje euforię albo eksplozję radości. Ale to potrwa i skończy się, a rodzina będzie nadal trwać ( lub nie...) poprzez miłość i przywiązanie.
Rodzice - jeśli chcecie na prawdę dobrze zadbać o swoje dzieci, uszczęśliwić je trwale, a nie tylko chwilowo - to zadbajcie o swoją relację małżeńską. Niech dzieci widzą Wasze wzajemne oddanie, troskę, przytulanie i trzymanie za rękę. Niech widzą nawet pocałunki i Wasze powroty z randek. Niech widzą pojednania po konfliktach, niech usłyszą, że mówicie sobie: przepraszam.
Niech to trwa, niech to trwa...




czwartek, 11 grudnia 2014

Małżeńskie randki czyli jak uszczęśliwić kurę (domową)?

Właściwie to dzisiejszy post jest dedykowany mężom. Choć pewnie jego odbiorcami będą kobiety. No bo który facet czytuje bloga pisanego przez kurę (domową) z myślą o innych przedstawicielkach jej gatunku? Małe szanse...
Jednak nie tracąc ducha spróbuję się zmierzyć z tematem. I będzie o randkach. Zacznijmy od definicji :

Randka to spotkanie dwóch osób mające na celu nawiązanie lub rozwinięcie znajomości, inicjowane z zamiarem stworzenia lub umocnienia relacji emocjonalnych, seksualnych lub małżeńskich pomiędzy uczestniczącymi w randce osobami.

Z definicji jasno wynika, że instytucja randek jest stworzona - nie tylko - ale przede wszystkim dla małżeństw ! Dlaczego ? Gdyż jedynie w małżeństwie może chodzić o umocnienie relacji w wymiarze emocjonalnym, seksualnym i małżeńskim równocześnie. W innych typach związków nie występują wszystkie te wymiary.
Powszechnie panujący pogląd i podejście są raczej takie, że po ślubie już się nie randkuje.
I choć większość tak uważa i tak praktykuje to WIĘKSZOŚĆ SIĘ MYLI w tej kwestii.
Randka jest przedłużeniem i podtrzymywaniem atmosfery romansu między małżonkami.
Randka to wyjątkowy czas dla wyjątkowej osoby. 
Randka to odskocznia i relaks dla małżeństwa.
Randka to jak dosypywanie przypraw do potrawy, żeby podbić jej smak.
Randka to swoisty powrót do przeszłości, tej zakochanej przeszłości i cieszenie się nią wciąż, aż do dzisiaj.
I teraz - uwaga - najmocniejsze :
Jeśli dwoje ludzi przeżywa ze sobą emocjonalną bliskość to wzbudza się w nich pragnienie bliskości fizycznej.
Ta zależność nie działa w drugą stronę. Bliskość fizyczna nie wzbudza automatycznie pragnienia bliskości emocjonalnej. A zwłaszcza - nie wzbudza go u mężczyzn. U kobiet tak, ale bez wzajemności...
Jeśli pragniesz zmiany, poprawy smaku w Twoim małżeństwie, radości, oddechu, romansu to koniecznie wybierz się na randkę. Nie odmawiaj nigdy - gdy mąż Cię zaprasza ! Wyjdź z nim z domu, zostaw dzieci, zostaw obowiązki, zostaw pracę...Rób to co najmniej raz w miesiącu. Potrzebujesz tego!
Zaraz potem nadal będziesz kurą (domową), ale o wiele szczęśliwszą :)



sobota, 6 grudnia 2014

Granice, rodzice, nastolatki - co o tym myśleć?

Granice właściwie ustanowione, zadbane i czytelne są dobre. Są potrzebne ludziom. I tym dorosłym. I tym nastoletnim. I tym młodszym.
A nastolatkom, które dojrzewają do bycia samym sobą, "odklejającym się" od Rodziców, które formują własne już nie-dziecięce JA, często przez zanegowanie wszystkiego co znali do tej pory - te zdrowe granice są wręcz niezbędne. Są potrzebne młodym ludziom do ich prawidłowego rozwoju psychofizycznego, moralnego i każdego innego.
Zewnętrzna reakcja nastolatka na granice może być różna i często jest nieprzychylna. Nastolatek oficjalnie zawsze powie, że nie lubi czegokolwiek, co jest mu narzucone. Ale wewnętrznie odbiera zdrowe granice zupełnie inaczej.
Mam wrażenie, że nastolatki w naszych czasach sprawiają większość problemów, nie dlatego, że taranują bez litości napotykane granice, że buntują się wobec wszystkiego co nakazane i zakazane. 
Wręcz przeciwnie, nastolatki same szukają granic, których potrzebują jako punktu odniesienia, jako podstawy poczucia bezpieczeństwa - a dookoła pusto i "róbta co chceta". To poszukiwania granic są takie dramatyczne.
Ci sami Rodzice, którzy hołdują idei rodzicielstwa bliskości, noszą niemowlaki  w chustach, dbają o ich wszechstronny rozwój i zrównoważoną dietę. W pewnym sensie "odpuszczają sobie" własne dzieci, gdy te osiągają wiek ok. 10 lat.

W tym miejscu, pragnę  uspokoić wszystkich tych Rodziców, którzy są oddani swoim nastolatkom,  tak jak byli oddani wcześniej - nie Was mam na myśli :)

Wzywam wszystkie matki i ojców nastolatków - nie zostawiajcie swoich dzieci w tym kluczowym etapie ich życia ! Pozostańcie przy nich emocjonalnie blisko. Nie odbierajcie: tego co robią? jacy trudni bywają? jako ciosy wymierzone w Was osobiście. To wasze nastoletnie dzieci w bezpiecznej, bliskiej relacji z Wami dojrzewają :)

Kochajcie ich i pozostawajcie konsekwentni.
Powodzenia życzę sobie i Wam z całego serca




sobota, 29 listopada 2014

Mowa ciała (rzecz o uśmiechu ważniejszym niż tysiąc słów)

Jestem obserwatorem. Przyglądam się ludziom, sytuacjom, reakcjom i interakcjom. Tak mam od zawsze. To dla mnie zajęcie niezmiennie interesujące. Jestem ciekawa ludzi. Nierzadko z tych obserwacji wynika coś bardzo ważnego dla mnie samej. Tak było na przykład wtedy, gdy spędzałam z moimi dziećmi sporo czasu na wszelkiego rodzaju placach zabaw. Zaobserwowałam, że rodzice są niczym lustra dla swoich  małych dzieci. Dziecko patrzy na mamę lub tatę i z wyrazu ich twarzy, z mimiki "odczytuje" wiele informacji : o sobie, o uczuciach, o sytuacji...Uczy się od nich: jakie jest? kim jest? jak się można czuć w takich okolicznościach ? jak się reaguje? itd.
Wydaje się nam, że do otoczenia docierają przede wszystkim wypowiadane przez nas słowa. A reszta - to nasza słodka tajemnica :) Nieprawda ! 
Mowa ciała może mieć ogromną siłę niszczenia lub budowania.Może wzmacniać nasz przekaz werbalny, albo być w całkowitej sprzeczności z nim. Jednak zawsze tym co zrobi większe wrażenie na odbiorcy będzie mowa ciała.
Widziałam mamy, które miały na twarzach taki niepokój, że ich dzieci zaczynały się od tego bać. Choć nie padały żadne słowa.
Widziałam ojców, którzy mieli wyraz zadowolenia na twarzy gdy ich pociecha rozwiązywała konflikt w piaskownicy za pomocą łopatki lądującej na głowie przeciwnika. Choć słowa niosły sprzeczną informację, że niby "tak nie wolno" itp.
Patrzyłam z jaką miną zbliżały się do wózków matki, które zorientowały się, że ich dziecko już się obudziło. Oj, uwierzcie,  nie zawsze był to wyraz twarzy, mówiący: cieszę, się że Cię znowu widzę...
Wywarło to na mnie ogromne wrażenie.
I postanowiłam sobie, tak właśnie zrobiłam, postanowiłam sobie, że na widok moich dzieci budzących się w wózku, przychodzących z samego rana do sypialni, wracających ze szkoły, zawracających mi głowę gdy robię coś ważnego, przerywających mi czytanie... będę się uśmiechać.
Żeby przejrzały się w lustrze, którym dla nich jestem i zobaczyły przychylność, bezpieczeństwo, zadowolenie i sympatię.
To ma sens.
Pomyślcie nad tym. 
To naprawdę ma sens.






środa, 26 listopada 2014

O granicach psychologicznych, bo jeśli kura to i płot !

Dziś będzie o płotach, murach, granicach i terytoriach psychologicznych.
Bez granic nie ma odrębności.

Żyjemy w czasach kultu wszelkiej swobody i tzw. samorealizacji.
Czy ma to oznaczać, że odtąd nie będzie żadnych reguł ?
Czy można dowolnie i bez ograniczeń przekraczać napotykane granice ?
Tego rodzaju przekaz próbuje się nam wedrzeć do umysłów.
Ale bądźmy nieustępliwi i brońmy swej niepodległości !

Po pierwsze: dopiero jeśli wiem  "gdzie się zaczynam i gdzie się kończę"  czyli jestem świadomy swoich myśli, uczuć, decyzji, potrzeb, praw itd mogę ustanowić swoje terytorium i otoczyć je psychologicznymi granicami.

Po drugie: wyrazista granica jest informacją dla innych. Jeśli nie ma granicy to każdy może wejść i robić to, co zechce. Jeśli istnieje granica, to jest i właściciel i on podejmuje tutaj decyzje.

Po trzecie: wygląd granicy mówi bardzo wiele. Wysoki i nieprzystępny mur czy niski płotek ? Ogrodzenie twierdzy czy drewniane sztachety i wyłamana furtka ? Ogrodzenie mówi o tym, jakie podejście ma właściciel do swojej własności.




Granice chronią nas w kontaktach międzyludzkich. Warto o nie dbać. Aktualny stan naszych granic zależy od naszych suwerennych decyzji, ale nie tylko... Czy dzisiaj w ogóle istnieją nasze granice j jakie są -  zależy również od tego -  jaki wpływ miały na nas w przeszłości tzw. osoby autorytetu ?
Jeśli w przeszłości czyjeś granice były wielokrotnie podeptane, albo osłabiane to dzisiaj ta osoba może otoczyć się potężnym murem i trwać wewnątrz swego terytorium jak w twierdzy, jednocześnie oddzielona od relacji i od bliskości. A jeżeli w przeszłości jej granice były wielokrotnie naruszane to   kolejnej agresji w ogóle nie zauważy traktując ją jako normę, nawet nie podejmie próby obrony...w końcu może przestać istnieć jako odrębna osoba.
Być świadomym swych wewnętrznych granic, potrafić uczciwie informować innych o swoich uczuciach i opiniach, mówić bezpośrednio o swoich potrzebach - BEZCENNE.

W kolejnym odcinku : o granicach w życiu nastolatków.
A dziś gdy pisałam: ciastka poszły z dymem :)









piątek, 21 listopada 2014

Bezgranicznie...czyżby ?

Mówimy : kochać bezgranicznie, ufać bezgranicznie.
Czyżby?
Czy w ogóle istnieje jakieś "bezgranicznie"?

A granice ?
Granice mają chyba tylu zwolenników, ilu przeciwników?
Jedni, mówią o konieczności stawiania granic.
Drudzy mówią: Nikt mi nie będzie stawiał granic.

A co na to same "granice" ?
Są, po prostu  - są.
Istnieją tam, gdzie nikt ich nie ustawiał.
Funkcjonują, choć bywają niewidzialne.
Granice są.
Granice już istnieją, nie trzeba ich dopiero ustawiać.
Granice  można dostrzec.
Granice można zacząć rozpoznawać.
Należy o nie dbać, bronić swoich własnych i szanować czyjeś. Ot i cała tajemnica asertywności.
Zgłębiam temat granic od jakiegoś czasu, obszerniej będzie niebawem. Dziś tylko  zwiastun.

Tom się nafilozofowała :)




czwartek, 13 listopada 2014

Chcę odlecieć ...czasami :)



Czasami...marzę by odlecieć.
Czasami...chcę uwolnić się od obowiązków.
Czasami...wolałabym być sama.
Czasami...lubię, gdy wszyscy wyjdą z domu, a ja zostanę.
Czasami...brakuje mi ciszy.
Czasami...tylko czasami :)

Jestem obecnie mamą trójki nastolatków i treści powiedzenia : Małe dzieci-mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot doświadczam w autopsji.
Kiedy opiekowałam się nimi gdy byli "maluchami" sądziłam, że to najbardziej eksploatujący okres w moim życiu i w miarę jak dzieci będą dorastać, będzie mi coraz lżej...O jakże się myliłam!
To prawda, że małe dzieci wymagają "oczu dookoła głowy".
To prawda, że zarażają się od siebie nawzajem i ospa wietrzna może trwać całe wakacje!
To prawda, że nieraz zanim zaśnie ostatnie dziecko - Ty już jesteś w krainie snów.
Żadne z moich dzieci nigdy nie chodziło do przedszkola. Zawsze były ze mną. Gdziekolwiek szłam, cokolwiek robiłam ...itd przez ładnych parę lat miałam nieprzerwanie zapewnione urocze towarzystwo u boku, na rękach, w wózku przed sobą lub w foteliku rowerowym albo samochodowym na tylnym siedzeniu.

Słyszałam i czytałam o tym, że pojawienie się każdego kolejnego dziecka całkowicie rewolucjonizuje życie rodziny, że naraża na szwank relację małżeńską i sprzyja jej kryzysom, że jest wyzwaniem - pod każdym względem. Ale nie przewidziałam tego, że prawdziwy hardcore zaczyna się gdy Twoje dzieci przeobrażają się w nastolatki !

Nagle, można odnieść wrażenie że wszystkie dotychczasowe wysiłki, tłumaczenia, wieloletni trening, dawanie dobrego przykładu, wpajanie nawyków... spełzły na niczym.
Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy Twój pierworodny 11 letni  syn na prośbę, by poszedł umyć zęby - mruknie : A PO CO ?
Jeszcze wczoraj znał odpowiedź.
Przecież tyle razy wstawiałaś mu uśmiechniętą buźkę do tabelki, za samodzielnie i bez przypominania umyte zęby po kolacji!
Cieszył się, że ma małą klepsydrę, którą ustawiał, gdy zaczynał tę istotną higieniczną czynność i szorował zęby, dopóki  cały piasek się nie przesypał!
A teraz : ma 11 lat i zapomniał to wszystko !!!!

I ma się wtedy wrażenie, że trzeba zaczynać od początku, od nowa...
W inny sposób, na innych zasadach - ale znowu dajesz z siebie wszystko, absolutnie wszystko...
I dlatego czasami...marzę by gdzieś stąd odlecieć :)








środa, 5 listopada 2014

Kuro, broń się !

Wszyscy mamy własny repertuar mechanizmów obronnych, czyli sposobów radzenia sobie z konfliktami wewnętrznymi, trudnymi sytuacjami, relacjami itp. Chcemy ochronić swoją osobowość, samych siebie - przed tym, co odbieramy jako trudne i zagrażające. Już "dziadek" Freud opisywał to zjawisko.
Im szerszy repertuar mechanizmów obronnych posiadasz, tym lepiej dla Ciebie...i dla otoczenia.
Im bardziej elastyczna jesteś w ich stosowaniu, tym lepiej dla Ciebie...a jeszcze lepiej dla otoczenia !

Tak się składa, że zazwyczaj korzystamy z tego arsenału nawykowo i nieświadomie. Gdy nas ktoś bardzo zrani słowami, to nie zastanawiamy się: czy się rozpłakać? czy  zareagować obojętnością? czy się odgryźć? Raczej, wszystko dzieje się samo... W skrajnych przypadkach - zawsze tak samo...
Kiedy ktoś jest jakby "zaprogramowany" na tylko jeden rodzaj reakcji obronnej, możemy mówić o tym, że stracił elastyczność. Nerwice, fobie i psychozy są często przerośniętymi mechanizmami obronnymi.
Dość straszenia, czas na światełko w tunelu :)

Jak się bronić? Jak chronić siebie?
Można stosować świadomie jeden z tzw.dojrzałych mechanizmów obronnych, jakim jest ...POCZUCIE HUMORU. Bardzo polecam. Dystans do samej siebie okraszony humorem świadczy o zdrowym poczuciu własnej wartości i akceptacji siebie. Pomaga rozładować wiele napięć i po prostu - rozwesela. I jeszcze jedno: poczucie humoru jest cechą ludzi inteligentnych ! 

Ostatnio wpadł mi w oko pewien filmik z You Tube'a ( link poniżej).
W roli głównej: KURY :)
W tle: MUZYKA.
Zresztą, sama zobacz. Zapraszam.



Kury kochają grać na pianinie, jeśli tylko ziarna leżą na klawiszach !
To rewolucyjna myśl, drogie Kury "domowe" :)
Połącz czynność, którą musisz zrobić, z czynnością twórczą, relaksującą, rozwijającą itp.
U mnie to działa tak:
Nie lubię prasować, ale czasami muszę.
Za to lubię obejrzeć dobry film.
Łączę jedno z drugim i podczas prasowania oglądam film, który zawsze chciałam zobaczyć.Rewelacja !
Nie lubię sprzątać w kuchni. Muszę to robić kilka razy dziennie.
Uwielbiam muzykę.
Łączę jedno z drugim. Skupiam się na muzyce i "robota pali mi się w rękach".
Nie lubię jeździć autobusami, ani czekać np. w kolejce do lekarza.
Ale lubię czytać. Łączę dwie czynności razem i same korzyści :)
Ilość  możliwych połączeń NIESKOŃCZONA !
Napisz - w komentarzu - o swoich , jeśli to nie tajemnica:)



sobota, 1 listopada 2014

Czy kura (domowa) potrafi latać ?

Odpowiedź brzmi: TAK ! Jak musi to potrafi !
Kura w niebezpieczeństwie, kura zdeterminowana, kura przerażona, kura zaskoczona, kura zaatakowana itp
potrafi  energicznie machać skrzydłami  i wzbić się do lotu. Czyni wtedy rzecz niemożliwą ?
Nie, raczej wyjątkowo i w sytuacji zagrożenia, czyni to co czynić potrafi.
Kura zawsze potrafi latać. Ale przez większość swego kurzego żywota nie korzysta z tej umiejętności.

Kura mogłaby latać częściej, gdyby tylko chciała :)

Kiedy moje dzieci były małe wypożyczyłam dla nich w bibliotece książkę z fantastycznymi ilustracjami i tekstami pełnymi humoru. Dziś nie pamiętam, ani nazwiska autora, ani jej tytułu. Wiem tylko, że było to tłumaczenie. Cała historia traktowała o stadku podwórkowych kur, które postanowiły całkowicie odmienić swój los i polecieć na drugą stronę płotu. Wszystko zaczęło się od tego, że jedna z nich zobaczyła pewnego dnia ptaka wzbijającego się do lotu. Owa kura, która dotąd przemierzała podwórko wzdłuż i wszerz dziobiąc i grzebiąc wypowiedziała pamiętne zdanie: Jak on może, to my też możemy !
I próbowały dopóty, dopóki im się nie udało. Brały rozbieg, stawały jedna na drugiej, machały niewprawnymi skrzydłami  - do skutku.

A co z kurami domowymi ? Czy one potrafią latać ?
Zasadniczo, jest z nami podobnie, jak ze zwykłymi kurami. Jak musimy to latamy...
A przecież jesteśmy stworzone do tego, byśmy latały kiedy chcemy ! 
Wzbijajmy się do lotu nie tylko wtedy, gdy sytuacja nas do tego zmusza. Róbmy to ilekroć mamy ochotę.
Przekraczajmy bariery nie tylko wówczas, gdy jesteśmy przez okoliczności życia postawione pod ścianą. Używajmy swego potencjału i zasobów, kiedy tylko to możliwe.
Dodawajmy urody i przygody do rutyny życia. Zaskakujmy najbliższych i same siebie tym, ile możemy, ile potrafimy. Sprawdzajmy, co tam po drugiej stronie płotu. Zainspirujmy inne kury ! Tak, żeby i one wydały przełomowy okrzyk: Jak ona może, to i mnie się uda !

Dla każdej z nas "latanie" może oznaczać co innego. To nie ma znaczenia... 
Ważne, abyś nie zapomniała, że możesz latać, znowu latać, częściej latać...jeśli tylko tego chcesz :)






poniedziałek, 27 października 2014

Auto(kurza)refleksja...

Autorefleksja czyli zastanawianie się nad samym sobą.
Czynność duszy wykonywana przez oddane żony, matki  i gospodynie - moim zdaniem - albo wcale albo bardzo rzadko...
Codziennej krzątaniny jest tak wiele. Staramy się zatroszczyć o wszystko i o wszystkich, ale zapominamy o sobie. Usłyszymy każdą prośbę, domyślimy się nawet niewypowiedzianych potrzeb najbliższych osób, odgadniemy marzenia tych, których kochamy, odszyfrujemy wszystko, ale rzadko - samą siebie.
Pewna mądra 80 letnia kobieta zapytana o to, czy chciałaby coś zmienić w swoim życiu, gdyby miała taką możliwość ?
Odpowiedziała : Tak, częściej wąchałabym róże !
W pierwszej reakcji na tę historię, jęknęłam gdzieś w środku i pomyślałam :
Chciałabym mieć tak udane życie, aby na koniec dojść do wniosku, że za mało było tylko wąchania kwiatów!
Chwilę potem dostrzegłam, jak wielką wagę nadała ta kobieta chwili zatrzymania pośród codzienności i zrobienia sobie prostej przyjemności.
I zanurzyłam się w autorefleksji.
Pomyślałam o sobie. O tym co lubię? Co sprawia mi przyjemność? Za czym tęsknię?
Tak, jakbym zajrzała do głębokiej studni...a na samym jej dnie były moje marzenia i potrzeby. Wtedy, chyba pierwszy raz, świadomie pomyślałam, że warto do nich sięgnąć, wydobyć je na światło, przypomnieć sobie samej i zawalczyć o te rzeczy - choćby to miało być wąchanie róż...
Poświęcić sobie chwilę uwagi, nie ignorować i nie zagłuszać własnych potrzeb,  "egoistycznie" zadbać o siebie samą - nie jest fanaberią i luksusem. Jest mądrością i szacunkiem wobec tej cennej osoby, którą jesteś.





piątek, 24 października 2014

Manifest czyli kury (domowe) łączcie się !

Są nas miliony...
Wszystkie "siedzimy w domu" częstokroć nie mając ani chwili w ciągu dnia, żeby faktycznie usiąść.
Mówią, że "nie pracujemy" choć codziennie wykonujemy około 200 rozmaitych czynności.
Gdy nasze dzieci są małe lub chorują - po zmianie dziennej od razu zaczynamy zmianę nocną.
Nie dostajemy pensji, a jednak i tak nadal wykonujemy swoje obowiązki. 
Nie przysługują nam urlopy wypoczynkowe.
Nie chodzimy na zwolnienia lekarskie.
A nasze weekendy są często jeszcze bardziej pracowite od dni powszednich.

Co sprawia, że decydujemy się na to?
Co będzie naszą nagrodą?
Ile to wszystko jest warte?

Jedno jest pewne : nigdy nas nie wywalą z tej roboty :)










środa, 22 października 2014

Małe początki...

Kury domowe to gatunek niezwykle zróżnicowany. Są kury domowe z wyboru, kury domowe z przypadku, kury domowe z konieczności, kury domowe z rozsądku...a wśród nich szczęśliwe i nieszczęśliwe, pracowite i leniwe, spełnione i niespełnione, pełne życia i zmęczone. Różne. Pośród przeróżnych okoliczności i splotów wydarzeń życiowych na pewno łatwiej żyje się tym, które korzystają z zalet "domowości"  i dobrodziejstwa wolnego wybiegu.
Ja jestem kurą domową z wyboru, szczęśliwą swoją "domowością", konsekwentnie nie dającą się wepchnąć do żadnej klatki, najczęściej - jak to możliwe - na wolnym wybiegu. Elastyczną, eksplorującą i z poczuciem humoru.Chyba ?