sobota, 29 listopada 2014

Mowa ciała (rzecz o uśmiechu ważniejszym niż tysiąc słów)

Jestem obserwatorem. Przyglądam się ludziom, sytuacjom, reakcjom i interakcjom. Tak mam od zawsze. To dla mnie zajęcie niezmiennie interesujące. Jestem ciekawa ludzi. Nierzadko z tych obserwacji wynika coś bardzo ważnego dla mnie samej. Tak było na przykład wtedy, gdy spędzałam z moimi dziećmi sporo czasu na wszelkiego rodzaju placach zabaw. Zaobserwowałam, że rodzice są niczym lustra dla swoich  małych dzieci. Dziecko patrzy na mamę lub tatę i z wyrazu ich twarzy, z mimiki "odczytuje" wiele informacji : o sobie, o uczuciach, o sytuacji...Uczy się od nich: jakie jest? kim jest? jak się można czuć w takich okolicznościach ? jak się reaguje? itd.
Wydaje się nam, że do otoczenia docierają przede wszystkim wypowiadane przez nas słowa. A reszta - to nasza słodka tajemnica :) Nieprawda ! 
Mowa ciała może mieć ogromną siłę niszczenia lub budowania.Może wzmacniać nasz przekaz werbalny, albo być w całkowitej sprzeczności z nim. Jednak zawsze tym co zrobi większe wrażenie na odbiorcy będzie mowa ciała.
Widziałam mamy, które miały na twarzach taki niepokój, że ich dzieci zaczynały się od tego bać. Choć nie padały żadne słowa.
Widziałam ojców, którzy mieli wyraz zadowolenia na twarzy gdy ich pociecha rozwiązywała konflikt w piaskownicy za pomocą łopatki lądującej na głowie przeciwnika. Choć słowa niosły sprzeczną informację, że niby "tak nie wolno" itp.
Patrzyłam z jaką miną zbliżały się do wózków matki, które zorientowały się, że ich dziecko już się obudziło. Oj, uwierzcie,  nie zawsze był to wyraz twarzy, mówiący: cieszę, się że Cię znowu widzę...
Wywarło to na mnie ogromne wrażenie.
I postanowiłam sobie, tak właśnie zrobiłam, postanowiłam sobie, że na widok moich dzieci budzących się w wózku, przychodzących z samego rana do sypialni, wracających ze szkoły, zawracających mi głowę gdy robię coś ważnego, przerywających mi czytanie... będę się uśmiechać.
Żeby przejrzały się w lustrze, którym dla nich jestem i zobaczyły przychylność, bezpieczeństwo, zadowolenie i sympatię.
To ma sens.
Pomyślcie nad tym. 
To naprawdę ma sens.






środa, 26 listopada 2014

O granicach psychologicznych, bo jeśli kura to i płot !

Dziś będzie o płotach, murach, granicach i terytoriach psychologicznych.
Bez granic nie ma odrębności.

Żyjemy w czasach kultu wszelkiej swobody i tzw. samorealizacji.
Czy ma to oznaczać, że odtąd nie będzie żadnych reguł ?
Czy można dowolnie i bez ograniczeń przekraczać napotykane granice ?
Tego rodzaju przekaz próbuje się nam wedrzeć do umysłów.
Ale bądźmy nieustępliwi i brońmy swej niepodległości !

Po pierwsze: dopiero jeśli wiem  "gdzie się zaczynam i gdzie się kończę"  czyli jestem świadomy swoich myśli, uczuć, decyzji, potrzeb, praw itd mogę ustanowić swoje terytorium i otoczyć je psychologicznymi granicami.

Po drugie: wyrazista granica jest informacją dla innych. Jeśli nie ma granicy to każdy może wejść i robić to, co zechce. Jeśli istnieje granica, to jest i właściciel i on podejmuje tutaj decyzje.

Po trzecie: wygląd granicy mówi bardzo wiele. Wysoki i nieprzystępny mur czy niski płotek ? Ogrodzenie twierdzy czy drewniane sztachety i wyłamana furtka ? Ogrodzenie mówi o tym, jakie podejście ma właściciel do swojej własności.




Granice chronią nas w kontaktach międzyludzkich. Warto o nie dbać. Aktualny stan naszych granic zależy od naszych suwerennych decyzji, ale nie tylko... Czy dzisiaj w ogóle istnieją nasze granice j jakie są -  zależy również od tego -  jaki wpływ miały na nas w przeszłości tzw. osoby autorytetu ?
Jeśli w przeszłości czyjeś granice były wielokrotnie podeptane, albo osłabiane to dzisiaj ta osoba może otoczyć się potężnym murem i trwać wewnątrz swego terytorium jak w twierdzy, jednocześnie oddzielona od relacji i od bliskości. A jeżeli w przeszłości jej granice były wielokrotnie naruszane to   kolejnej agresji w ogóle nie zauważy traktując ją jako normę, nawet nie podejmie próby obrony...w końcu może przestać istnieć jako odrębna osoba.
Być świadomym swych wewnętrznych granic, potrafić uczciwie informować innych o swoich uczuciach i opiniach, mówić bezpośrednio o swoich potrzebach - BEZCENNE.

W kolejnym odcinku : o granicach w życiu nastolatków.
A dziś gdy pisałam: ciastka poszły z dymem :)









piątek, 21 listopada 2014

Bezgranicznie...czyżby ?

Mówimy : kochać bezgranicznie, ufać bezgranicznie.
Czyżby?
Czy w ogóle istnieje jakieś "bezgranicznie"?

A granice ?
Granice mają chyba tylu zwolenników, ilu przeciwników?
Jedni, mówią o konieczności stawiania granic.
Drudzy mówią: Nikt mi nie będzie stawiał granic.

A co na to same "granice" ?
Są, po prostu  - są.
Istnieją tam, gdzie nikt ich nie ustawiał.
Funkcjonują, choć bywają niewidzialne.
Granice są.
Granice już istnieją, nie trzeba ich dopiero ustawiać.
Granice  można dostrzec.
Granice można zacząć rozpoznawać.
Należy o nie dbać, bronić swoich własnych i szanować czyjeś. Ot i cała tajemnica asertywności.
Zgłębiam temat granic od jakiegoś czasu, obszerniej będzie niebawem. Dziś tylko  zwiastun.

Tom się nafilozofowała :)




czwartek, 13 listopada 2014

Chcę odlecieć ...czasami :)



Czasami...marzę by odlecieć.
Czasami...chcę uwolnić się od obowiązków.
Czasami...wolałabym być sama.
Czasami...lubię, gdy wszyscy wyjdą z domu, a ja zostanę.
Czasami...brakuje mi ciszy.
Czasami...tylko czasami :)

Jestem obecnie mamą trójki nastolatków i treści powiedzenia : Małe dzieci-mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot doświadczam w autopsji.
Kiedy opiekowałam się nimi gdy byli "maluchami" sądziłam, że to najbardziej eksploatujący okres w moim życiu i w miarę jak dzieci będą dorastać, będzie mi coraz lżej...O jakże się myliłam!
To prawda, że małe dzieci wymagają "oczu dookoła głowy".
To prawda, że zarażają się od siebie nawzajem i ospa wietrzna może trwać całe wakacje!
To prawda, że nieraz zanim zaśnie ostatnie dziecko - Ty już jesteś w krainie snów.
Żadne z moich dzieci nigdy nie chodziło do przedszkola. Zawsze były ze mną. Gdziekolwiek szłam, cokolwiek robiłam ...itd przez ładnych parę lat miałam nieprzerwanie zapewnione urocze towarzystwo u boku, na rękach, w wózku przed sobą lub w foteliku rowerowym albo samochodowym na tylnym siedzeniu.

Słyszałam i czytałam o tym, że pojawienie się każdego kolejnego dziecka całkowicie rewolucjonizuje życie rodziny, że naraża na szwank relację małżeńską i sprzyja jej kryzysom, że jest wyzwaniem - pod każdym względem. Ale nie przewidziałam tego, że prawdziwy hardcore zaczyna się gdy Twoje dzieci przeobrażają się w nastolatki !

Nagle, można odnieść wrażenie że wszystkie dotychczasowe wysiłki, tłumaczenia, wieloletni trening, dawanie dobrego przykładu, wpajanie nawyków... spełzły na niczym.
Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy Twój pierworodny 11 letni  syn na prośbę, by poszedł umyć zęby - mruknie : A PO CO ?
Jeszcze wczoraj znał odpowiedź.
Przecież tyle razy wstawiałaś mu uśmiechniętą buźkę do tabelki, za samodzielnie i bez przypominania umyte zęby po kolacji!
Cieszył się, że ma małą klepsydrę, którą ustawiał, gdy zaczynał tę istotną higieniczną czynność i szorował zęby, dopóki  cały piasek się nie przesypał!
A teraz : ma 11 lat i zapomniał to wszystko !!!!

I ma się wtedy wrażenie, że trzeba zaczynać od początku, od nowa...
W inny sposób, na innych zasadach - ale znowu dajesz z siebie wszystko, absolutnie wszystko...
I dlatego czasami...marzę by gdzieś stąd odlecieć :)








środa, 5 listopada 2014

Kuro, broń się !

Wszyscy mamy własny repertuar mechanizmów obronnych, czyli sposobów radzenia sobie z konfliktami wewnętrznymi, trudnymi sytuacjami, relacjami itp. Chcemy ochronić swoją osobowość, samych siebie - przed tym, co odbieramy jako trudne i zagrażające. Już "dziadek" Freud opisywał to zjawisko.
Im szerszy repertuar mechanizmów obronnych posiadasz, tym lepiej dla Ciebie...i dla otoczenia.
Im bardziej elastyczna jesteś w ich stosowaniu, tym lepiej dla Ciebie...a jeszcze lepiej dla otoczenia !

Tak się składa, że zazwyczaj korzystamy z tego arsenału nawykowo i nieświadomie. Gdy nas ktoś bardzo zrani słowami, to nie zastanawiamy się: czy się rozpłakać? czy  zareagować obojętnością? czy się odgryźć? Raczej, wszystko dzieje się samo... W skrajnych przypadkach - zawsze tak samo...
Kiedy ktoś jest jakby "zaprogramowany" na tylko jeden rodzaj reakcji obronnej, możemy mówić o tym, że stracił elastyczność. Nerwice, fobie i psychozy są często przerośniętymi mechanizmami obronnymi.
Dość straszenia, czas na światełko w tunelu :)

Jak się bronić? Jak chronić siebie?
Można stosować świadomie jeden z tzw.dojrzałych mechanizmów obronnych, jakim jest ...POCZUCIE HUMORU. Bardzo polecam. Dystans do samej siebie okraszony humorem świadczy o zdrowym poczuciu własnej wartości i akceptacji siebie. Pomaga rozładować wiele napięć i po prostu - rozwesela. I jeszcze jedno: poczucie humoru jest cechą ludzi inteligentnych ! 

Ostatnio wpadł mi w oko pewien filmik z You Tube'a ( link poniżej).
W roli głównej: KURY :)
W tle: MUZYKA.
Zresztą, sama zobacz. Zapraszam.



Kury kochają grać na pianinie, jeśli tylko ziarna leżą na klawiszach !
To rewolucyjna myśl, drogie Kury "domowe" :)
Połącz czynność, którą musisz zrobić, z czynnością twórczą, relaksującą, rozwijającą itp.
U mnie to działa tak:
Nie lubię prasować, ale czasami muszę.
Za to lubię obejrzeć dobry film.
Łączę jedno z drugim i podczas prasowania oglądam film, który zawsze chciałam zobaczyć.Rewelacja !
Nie lubię sprzątać w kuchni. Muszę to robić kilka razy dziennie.
Uwielbiam muzykę.
Łączę jedno z drugim. Skupiam się na muzyce i "robota pali mi się w rękach".
Nie lubię jeździć autobusami, ani czekać np. w kolejce do lekarza.
Ale lubię czytać. Łączę dwie czynności razem i same korzyści :)
Ilość  możliwych połączeń NIESKOŃCZONA !
Napisz - w komentarzu - o swoich , jeśli to nie tajemnica:)



sobota, 1 listopada 2014

Czy kura (domowa) potrafi latać ?

Odpowiedź brzmi: TAK ! Jak musi to potrafi !
Kura w niebezpieczeństwie, kura zdeterminowana, kura przerażona, kura zaskoczona, kura zaatakowana itp
potrafi  energicznie machać skrzydłami  i wzbić się do lotu. Czyni wtedy rzecz niemożliwą ?
Nie, raczej wyjątkowo i w sytuacji zagrożenia, czyni to co czynić potrafi.
Kura zawsze potrafi latać. Ale przez większość swego kurzego żywota nie korzysta z tej umiejętności.

Kura mogłaby latać częściej, gdyby tylko chciała :)

Kiedy moje dzieci były małe wypożyczyłam dla nich w bibliotece książkę z fantastycznymi ilustracjami i tekstami pełnymi humoru. Dziś nie pamiętam, ani nazwiska autora, ani jej tytułu. Wiem tylko, że było to tłumaczenie. Cała historia traktowała o stadku podwórkowych kur, które postanowiły całkowicie odmienić swój los i polecieć na drugą stronę płotu. Wszystko zaczęło się od tego, że jedna z nich zobaczyła pewnego dnia ptaka wzbijającego się do lotu. Owa kura, która dotąd przemierzała podwórko wzdłuż i wszerz dziobiąc i grzebiąc wypowiedziała pamiętne zdanie: Jak on może, to my też możemy !
I próbowały dopóty, dopóki im się nie udało. Brały rozbieg, stawały jedna na drugiej, machały niewprawnymi skrzydłami  - do skutku.

A co z kurami domowymi ? Czy one potrafią latać ?
Zasadniczo, jest z nami podobnie, jak ze zwykłymi kurami. Jak musimy to latamy...
A przecież jesteśmy stworzone do tego, byśmy latały kiedy chcemy ! 
Wzbijajmy się do lotu nie tylko wtedy, gdy sytuacja nas do tego zmusza. Róbmy to ilekroć mamy ochotę.
Przekraczajmy bariery nie tylko wówczas, gdy jesteśmy przez okoliczności życia postawione pod ścianą. Używajmy swego potencjału i zasobów, kiedy tylko to możliwe.
Dodawajmy urody i przygody do rutyny życia. Zaskakujmy najbliższych i same siebie tym, ile możemy, ile potrafimy. Sprawdzajmy, co tam po drugiej stronie płotu. Zainspirujmy inne kury ! Tak, żeby i one wydały przełomowy okrzyk: Jak ona może, to i mnie się uda !

Dla każdej z nas "latanie" może oznaczać co innego. To nie ma znaczenia... 
Ważne, abyś nie zapomniała, że możesz latać, znowu latać, częściej latać...jeśli tylko tego chcesz :)