piątek, 26 lutego 2016

Karykaturalna asertywność



Przydałaby się nam wszystkim solidna POWTÓRKA Z ASERTYWNOŚCI. 
To, w jaki sposób asertywność jest potocznie pojmowana i jak praktycznie stosowana - przeraża ...
Poniżej 5 praw Fensterheima czyli 5 praw "oryginalnej" asertywności.
Najpierw w wersji karykaturalno- wypaczonej powszechnie stosowanej potem w oryginale.
Różnice są zasadnicze :)

Rób tylko to co chcesz, a innych miej zawsze w nosie...
1. Masz prawo do robienia tego, co chcesz – dopóty, dopóki nie rani to kogoś innego.

Masz prawo do egoizmu. Egoizm usprawiedliwia wszystko ! Toruj sobie drogę łokciami !
2. Masz prawo do zachowania swojej godności poprzez asertywne zachowanie – nawet jeśli rani to kogoś innego – dopóty, dopóki Twoje intencje nie są agresywne, lecz asertywne.

Najważniejsze jest zaspokojenie twoich potrzeb. Nawet kosztem innych.
3. Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb – dopóty, dopóki uznajesz, że druga osoba ma prawo odmówić.

W sytuacji gdy ktoś nie domyślił się czego chciałeś - opieprz go solidnie !
4. Istnieją takie sytuacje między ludźmi, w których prawa nie są oczywiste. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania tej sprawy z drugą osobą i wyjaśnienia jej.

Egoizm najwyższym prawem człowieka !
5. Masz prawo do korzystania ze swoich praw.

piątek, 19 lutego 2016

Przedślubny konkubinat

"Nie-nowoczesna" jestem i to z całą stanowczością w kwestii wspólnego mieszkania przed ślubem.
Do dziś pamiętam rozmowę, którą odbyłam z młodym mężczyzną - narzeczonym przygotowującym się do ślubu. Miał dosłownie za kilka dni stanąć ze swoją narzeczoną przed ołtarzem. Podszedł do mnie i zapytał: Niech mi Pani powie co ten ślub zmieni ?
I dalej "rzutem na taśmę" wyrzucił z siebie: Mieszkamy razem od 2 lat, sypiamy ze sobą, po ślubie i weselu wrócimy do tego samego mieszkania...jaka noc poślubna ? jaki miesiąc miodowy ? Jedyna różnica to będzie ta obrączka na palcu...i nic więcej...
Wyglądał na rozczarowanego i zaskoczonego własną wypowiedzią.

Umówili się na spotkanie w maju.  Ślub planowali od roku, na lipiec. Na początku roku mieli wypadek samochodowy. Jechali taksówką, siedzieli oboje z tyłu. W pewnym momencie ona zobaczyła przez okno, że inny samochód jedzie z dużą szybkością i zaraz uderzy w tylne drzwi. Tam gdzie siedzi jej chłopak...Zanim do tego doszło pomyślała : On może zginąć. Na szczęście tak się nie stało. Był poturbowany, ale wyszedł z tego w przeciągu 3 miesięcy. To wydarzenie sprawiło, że oboje zaczęli się zastanawiać nad tym, co w życiu jest naprawdę ważne ? I odnaleźli Boga.
Mieszkali razem ponad rok. Do ślubu  zostało 2 miesiące. Czuli, że coś jest nie tak... Postanowili wyprowadzić się do oddzielnych mieszkań i wrócić do czystości seksualnej. Poprosili mnie, żebym im pomogła zweryfikować ich motywacje do małżeństwa...Wiedzieli, że nie cofną czasu, że kolejność nie była prawidłowa. Przecież najpierw ślub potem "jedno ciało". U nich było "jedno ciało", jedno mieszkanie i ślub może kiedyś... Teraz chcieli to naprawić.

Ona i On. W związku od 3 lat. Mieszkają razem prawie tyle samo. Ale jak zaczęli planować ślub to posypały się konflikty. Kochają się. Zależy im. Ale chyba do siebie nie pasują ? Oboje mają wątpliwości czy powinni brać ten ślub? To już za 2 miesiące. Niech nam ktoś  powie co mamy robić ? Niech nam ktoś powie: czy nasze konflikty znaczą, że nie powinniśmy się decydować na małżeństwo ? Mamy się wycofać z tych ślubnych planów ?
Dwoje przestraszonych i zagubionych ludzi... nie rozumieją, że żyją jak mąż i żona od 3 lat. Problemem jest kryzys w związku, który wychodzi z fazy zakochania by wejść w fazę "stąpania po ziemi". Problemem nie jest brak jasności w wyborze współmałżonka.

Ludzie myślą, że tak "na próbę - bez ślubu" nie zobowiązuje, nie obciąża i nie będzie bolało jeśli się nie uda.
Zobowiązuje, obciąża i  jak się nie uda to boli jak cholera...





środa, 10 lutego 2016

Atak "ruskiej" zimy

Długo była cisza. Długo...?
Cisza była na blogu, bo nie pisałam.
W życiu - niekoniecznie. Ciszy było w życiu za mało, a zamieszania różnego gatunku - za dużo. Nadmiar nawet rzec by można. I "ruska" zima atakowała kilka razy...
Nie znoszę jej, nie potrafię jej po prostu przyjąć za fakt, buntuję się przeciwko niej i przeżywam za mocno, za bardzo...chyba?
"Ruska" zima nadciąga zupełnie niespodziewanie. Albo ja nie potrafię jej wcześniej wyczuć, tego że już jest w pobliżu, że się skrada i że zaraz się zacznie.
Nikt mi nie powiedział, ani nie uprzedził, że ona się przytrafia takim jak ja.
Zresztą chyba nawet gdyby mi ktoś powiedział, to pewnie - znając siebie niereformowalną w spodziewaniu się, że będzie dobrze - nie uwierzyłabym.
"Ruska" zima mrozi lodem, smaga nieprzyjemnym wiatrem i wywołuje zamieć.
Zamieszanie i utrata widoczności - w relacji z drugim człowiekiem i we mnie samej. To właśnie skutki nawałnicy "ruskiej" zimy.
Nie lubię jej. Nie chcę jej. Lecz chyba jej nie uniknę. Niestety.
Rozmawiałam z innymi takimi jak ja. Też ją znają.
Postaram się jeszcze cieplej ubierać, żeby mieć serce zawsze gorące i brać ze sobą zapasowy szalik, żeby dać temu, który "ruską" zimę wywołał. Jemu też jest przecież zimno...